WYPRAWA RUMUNIA 2012 ZDJĘCIA
Wyświetl większą mapę
WSTĘP.
Pomysł wyprawy zrodził się wraz ze zmianą R1 na Rocket III a było to w sierpniu 2011.
Przeczytałem kilkanaście relacji z wypraw do Rumuni oraz kilkanaście z innych krajów
w celu zdobycia niezbędnego teoretycznego doświadczenia. Największego rozmachu wyprawa
dostała w czasie zabawy karnawałowej. Tam pomysł wpadł w oko Marcinowi i Łukaszowi. Jedyny problem to urlop,ja miałem zaplanowany na lipiec oni ma sierpień.Temat powoli wygasał
ja urlop spędziłem w Egipcie i dopiero po powrocie Marcin z Łukaszem ostro zabrali
się za planowanie. Niestety u mnie dostać drugi urlop w wakacje graniczyło z cudem.
Przyglądałem się planowaniu jednocześnie kompletując niezbędny ekwipunek i wyposażenie
Rocketa.Pięć dni przed planowanym wyjazdem udało się załatwić urlop.Niestety ostatnie
pięć dni musiałem za to pracować po 12-14 godz co spowodowało że szykowałem rzeczy na
wyjazd o 20.00 w sobotę a pakowałem się w niedzielę o 6 rano.Wyjechałem z domu o 7.00.
Wielka w tym zasługa mojej żony która mnie pakowała a całą sobotę jeździła po Bydzi
kupując ostatnie potrzebne rzeczy.
DZIEŃ PIERWSZY 26.08.2012
Z domu wyruszyłem o 7.00 do Złotnik Kujawskich gdzie czekali:
Marcin -Suzuki SV1000
Łukasz -BMW R1200R
ja Triumph Rocket III Roadster
Plan na dziś Liptowsky Mikulas 620km. Na następny dzień zaplanowaliśmy kąpiel w wo-
dach termalnych Tatralandia. I to było na tyle planowania ze szczegółami.Dalej mieliśmy
jechać do godz17-18 i szukać noclegu. Start planowaliśmy na 7-8. Pierwszy dzień mijał
spokojnie, nie padało ale droga cały czas była mokra po nocnych opadach.Tankowaliśmy
co 200km ze względu na mały zbiornik SV. Niekiedy stawaliśmy po 100km na pięć minutek i
dalej w drogę plus obowiązkowe przestoje na bramkach przy autostradzie. Trasa Inowrocław
-Konin-Łódź-Częstochowa-Kraków-Chyżne-Liptowsky Mikulas. Za Krakowem zjedliśmy ostatni
Polski posiłek a za granicą przy okazji kupowania winiet zakupiliśmy litr "rudej" plus
sprite. Do celu dotarliśmy o 19. Pod Tatralandią zaczepił nas "tubylec" proponując no-
cleg w znacznie lepszych cenach niż przy basenach. I faktycznie za apartament dwa pokoje
kuchnia łazienka plus ładny zadaszony parking na nasze sprzęty 10E od głowy.Przed domkiem
ładna altanka więc postanowiliśmy ją wykorzystać do wieczornej biesiady. Taki sam pomysł
miała inna para z Polski więc mieliśmy już litr rudeje i 0.7 czystej. Dodatkowo miła pani
uraczyła nas pysznymi kanapeczkami. Tak dotrwaliśmy do 1.00.
DZIEŃ DRUGI 27.08.2012
Wstaliśmy o 8, baseny otwierają o 9 więc był czas na kawkę i resztę kanapek z Polski.
W pierwszym basenie woda miała 38 stopni a do tego łóżka z bąbelkami. Po wczorajszym
wieczorze nie zamierzałem się z stąd ruszać. Jak doszliśmy do siebie zwiedziliśmy pozostałe
baseny pozjeżdżaliśmy na w rurach zjedliśmy obiadek i o 14 byliśmy gotowi do drogi.
Założyliśmy że skoro mamy sporo autostrad damy radę dojechać do Rumuni bądź pod koniec
Węgier. Startowaliśmy powoli a to stacja paliw a to bankomat, apteka (ze względu że to
publiczne forum nie będę pisał co kolega kupował ale nie to co myślicie bo to można kupić
na stacji). Był jeszcze lidl i zakupy i tak zrobiła się 16 a my ujechaliśmy ok.100km.
Dalej już szło znacznie lepiej i ok 18 byliśmy w Debreczynie. Tutaj doszło do małego
nieporozumienia. Na skrzyżowaniu stojąc obok siebie w kaskach ja powiedziałem że jedziemy
szukać hotelu oni odebrali to jako jedziemy do Rumuni szukać hotelu.Tak przejechaliśmy
do granicy mijając kilka hoteli a ja zastanawiałem się co im się w nich nie podoba że
nie stają. Na granicy pierwsze spięcie bo ja miałem dwa warunki dotyczące naszej jazdy:
1. Nie jadę po nocy
2.nie jadę głodny
Obydwa punkty spełniły się właśnie na granicy z Rumunią. Decyzja nocujemy w Oradei
mieście praktycznie na granicy. I tu problem bo jak znaleźć hotel w mieście tak aby sprzęty
nie stały na ulicy. Poszukiwania trwał dobrą godzinę a zważywszy ze w Rumuni dodajemy godzinę
w hotelu byliśmy po 22. Przed hotelem pierwszą parkingową glebę zaliczyła SV-ka. Na szczęście
jedyne straty to wgniecona obejma wydechu. Jako że pani w recepcji zrobiła dziwną minę
gdy wspomnieliśmy o jedzeniu w hotelu postanowiliśmy nie ryzykować i otworzyć Polską
Konserwę. Oczywiście była jeszcze wyprawa do sklepu po zimne piwko.Cena za pokój 3 osobowy z
wi-fi 120 Leji czyli mniej więcej 120zł. Piwo w puszce po ok 2,5 Leja.
DZIEŃ TRZECI 28.08.2012
Wstaliśmy o 8 wyjechaliśmy po 9. Śniadanie w barze hotelowym nie polecano więc plan był
aby wyjechać za miasto i poszukać dobrej miejscówki na śniadanie.Była już godzina 11 więc
na śniadanie zjedliśmy obiad.Dalsze plany to miejscowość Turda i kopalnia soli gdzie
84 m pod ziemią znajdują się diabelski młyn, kręgielnia, bilard, boisko do piłki
nożnej, amfiteatr a także jeziorko z łódkami.
Dalej plan obejmował dojazd na ok 50km
przed trasą Transfogarską. W miejscowości Sebes natrafiamy na gigantyczny korek. Zaczynał się ok. 2km przed i kończył tuż za miastem. Początkowo potulnie turlaliśmy się za samochodami później pomimo naszych gabarytów zaczęliśmy się przeciskać. Najpierw powoli z kulturą ale wraz ze zwiększającą się temperaturą coraz perfidniej z lewej z prawej pomiędzy chodnikiem aż wyszliśmy na prowadzenie. Pomiędzy Sebes a Sibiu znaleźliśmy ładny hotel z restauracją więc pomimo iż do Trasy Transfogarskiej pozostało 80km postanowiliśmy zostać. Mieliśmy lekką obawę co do ceny ze względu na dość luksusowy wystrój ale miło nas zaskoczyli. Nocleg po 50 leji na osobę najważniejsze piwko po 4-5 a dwudaniowy obiadek ok 20. Motorki zaparkowane na zapleczu. Wieczór kończy się pechowo, wracając w klapkach ze stacji benzynowej noga ześlizguje się ze zbocz asfaltu i zdzieram skórę z małego palca. Dzisiejsza trasa 382km.
DZIEŃ CZWARTY 29.08.2012
Korzystając z przystępnych cen w hotelu jemy śniadanko i pijemy kawę. Wbijamy się w ciuchy motocyklowe i zonk . Zdarty paluch w butach sidi boli tak że nie daje zrobić kroku, pozostaje jazda w zwykłych butach(jako jedyny przezorny takowe zabrałem). Plan na dzisiaj to główna atrakcja wyjazdu Trasa Transfogarska. Po drodze szybkie zakupy w cerrafour Marcin kupuje słuchawki do nawi aby nie wjeżdżać pod zakaz wjazdu, ja plastry na paluszek. Dojeżdżając do Transfogarskiej na rondzie skręcamy w prawo i lekkie zdziwienie bo nikt za nami nie pojechał a ruch na drodze był spory. Jedziemy jeszcze 15 km przez wioski takie "typowo rumuńskie" i się zaczyna. Wysoki las chłodno i zakręty które jakby się nie kończyły. Na zakrętach na poboczu samochody i ludzie robiący pierwsze zdjęcia. Po chwili i my parkujemy na kilka fotek i podzielenie się pierwszymi wrażeniami.
FILMIK Z TRANSFOGARSKIEJ
Jedziemy dalej i jest tylko lepiej, więcej winkli las został na dole i ustąpił miejsca zaje...fajnym widokom. Nawierzchnia różna bez szaleństwa ale równa, miejscami na drodze kamienie,wyboje ale to nic widoki wszystko rekompensowały.
Zjazd z góry to raj dla motocyklistów ale raczej mniejszych i bardziej zwinnych motorków ja miałem nieco gorzej-trudniej ale nie narzekam można było sporo poćwiczyć.
Im dalej w dół tym gorsza droga bez dziur ale wyboiście. Pozostała nam jeszcze tama do której jechaliśmy wzdłuż rzeki będąc jakieś 50 m nad nią. Ponownie jechaliśmy wśród drzew i od razu zrobiło się chłodniej. Kilka przerw na gorące komentarze po Transfogarskiej i od razu komentarze jeszcze raz jeszcze raz.
W końcu tama widok zapierający dech. Tama robi spore wrażenie. Z jednaj strony jeziorko z drugiej wieeeelka dziura.
Wieczór typowy: piwko, kolacja, piwko, telefony do domu,piwko, internet,piwko, internet, piwko i spać. Dziś 293 km z czego 60km zajebistych winkli.
DZIEŃ PIĄTY 30.08.2012
Rano śniadanko kawa którą aby się napić trzeba zamawiać po dwie i w drogę. Plan na dziś jest prosty miejsce docelowe VAMA VECHE kultowa rumuńska miejscowość z klimatem woodstock. Do Bukaresztu zostało ok 50km chcieliśmy ominąć obwodnicę ale na szczęście przejechaliśmy przez centrum. Korki spore ale widoki świetne. Miasto to nie Rumunia jaką sobie wyobrażają ludzie to prawdziwa europejska stolica.
Przejazd przez Bukareszt
Dalej już jedziemy spokojnie autostradą przed Constantą celowo wybieramy zwykłą drogę aby zobaczyć coś więcej niż pola. Constanta duże miasto portowe ale już stare i zniszczone. Następne miasto to Mangalia.Również miasto portowe ale tutaj jest już znacznie nowocześniej. W końcu widzimy morze! Jedziemy wzdłuż nabrzeża mijając kolejne hotele praktycznie na plaży. Po 300 dzisiejszych km wjeżdżamy do VAMA VECHE. Miejscowość ma ok 2km długości i jedną główną ulicę w strone morza. Nie mogliśmy odmówić sobie tego lansu i wjeżdżamy na samą plażę. Znalezienie kwatery z parkingiem na moto zajęło nam jakieś.... 5 minut. Trzy dni w pokoju z łazienką tarasem i internetem 2m od plaży wyniosło nas po 120zł rewelacja. Jest godzina 16 więc nie tracimy czasu i idziemy na plażę w końcu historie o kobietach chodzących bez staników krążyły nam w głowach na długo przed wyjazdem. Powiem krótko to prawda a nawet naga prawda. Problemów ze znalezieniem jedzenia i picia nie ma żadnych. Tutaj bar jest obok baru i te ceny taniej jak u nas a do tego smacznie i duuużo. Dla hardkorowców polecam bar u pirata. Typowo motocyklowy klimat gdzie wódka a raczej palinka leje się przez 24h na dobę. Dla wygody (sprzątających) podłoga jest z...piasku wystarczy przegrabić. Obeszliśmy całe miasteczko były bary sklepiki ale żadnego klubu czy dyskoteki. Po 21-szej okazało się że jest jedna dyskoteka powierzchnią przewyższającą największe kluby świata.....PLAŻA.
Głośna muza zamiast stolików piasek zamiast parkietu piasek i mnóstwo ludzi bawiących się na całej plaży.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz